9.03.2015

Majestic as fuck.

Tak mniej więcej wyglądamy z Azbe po zapierdalaniu dzisiaj, by wydać cokolwiek. A przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Mi na pewno bardzo blisko do tych majestatycznych istot, zarówno wizualnie, jak i mentalnie.
Wiadomo wszem i wobec, że Azbe na co dzień jest liskiem chytruskiem, ale nie tak często można zobaczyć ją w tak wspaniałej odsłonie. Bo trzeba jej oddać, że gdyby nie zdecydowała, że czas ruszyć dupę i nie przypominała mi o tym średnio co pół godziny, to mielibyście Dzień Kobiet, nie aktualkę.
Jeśli komuś nie udało się rozpoznać nas na powyższej fotografii, to już tłumaczę, choć naprawdę nie wiem, jak można tego nie pojąć. Oczywistym jest, że Azbe jest tym odrobinę niższym liskiem, w którego źrenicach nie pozostało nic, prócz pustki. Takie są skutki typania cały dzień. Zwróćcie też uwagę na łapki, zwisające smętnie po dniu ciężkiej pracy. Na to odgniecione biurkiem ucho i zmizerowany pyszczek. A całe to poświęcenie dla kilku rozdziałów. Radzę docenić.
W tym momencie staje się oczywistym, że lis z szaleństwem w oczach to moja skromna osoba. Próbuję pocieszyć jakoś Azbe zabawnymi historiami z mojego życia, ale one, nie wiedzieć dlaczego,  zazwyczaj odnoszą wręcz odwrotny skutek. Charakterystycznym elementem mojego dzisiejszego imidżu są położone po sobie uszy, w geście poddania się Azbe. A to co trzymam w łapce to własne wnętrzności, które sobie wypruwałam.
Jeśli ten opis zrobił na was nie dość duże wrażenie, przeczytajcie go jeszcze raz i spróbujcie się wczuć, a potem dwa razy zastanówcie się, czy warto nas poganiać, czy warto dopytywać kiedy kolejna aktualka. Czy po raz kolejny chcecie zobaczyć nas na skraju nędzy i rozpaczy? Widzieć pustkę i szaleństwo w naszych oczach? Opuszczone bezsilnie łapki? Jesteśmy tylko lisami, cóż my możemy. A jak mawia Azbe, czas to tylko złudzenie wymyślone przez ludzi.
Azbe napomknęła coś, że można by opisać nasze wspaniałe przygody podczas jej wizyty we wspaniałym mieście Ivo, ale nie czuję się na siłach, by cokolwiek sobie przypomnieć i zrzucać zdjęcia na kompa. Dlatego żeby dowiedzieć się jak smakuje ramen i jak moje cycki wychodzą na zdjęciach, musicie poczekać na Kącik Azbe-Podróżnika.
Jest późno, Lewiatan do spółki z mangami wyssał ze mnie wszystkie siły witalne, dlatego zamiast dalej się pogrążać, chyba przejdę do rozdziałów. Co prawda mogłabym napisać coś jeszcze o lisach, ale czuję, że rano będę tego żałować. Naprawdę. Nie proście mnie o więcej lisów.
No dobrze, wygraliście.
Tak naprawdę lisy są moją małą traumą z dzieciństwa. Pewnie większość z was kojarzy wspaniałe szaliki z lisów. We wczesnym dzieciństwie miałam z nimi sporo przygód.
Rodzina straszyła mnie nimi i ich oczkami z paciorków, kłapiąc mi przed nosem ich pyszczkiem-klamrą. Nigdy tego nie zapomnę.
Najbardziej przerażały mnie te oczy. Zupełnie takie jak u Azbe-na-dziś.
Okej, nie pogrążam się dalej i przechodzę do tego, co tygryski lubią najbardziej.
Ale lisy już nie.
Dzisiaj mamy dla was całkiem sporo rozdziałów. Nie każcie mi ich liczyć. Azbe wspominała coś o czterech i pół, dlatego jej zaufajmy. Nie będę wymieniać, które projekty są dawno nie widziane, bo wiadomo, że wszystkie, ale jeden z nich jest szczególny. Panie i panowie, lisy i lisice, dzisiaj przed wami czwarty rozdział mangi Lifex01. Już widzę te latające staniki. Czemu zawdzięczamy tę przyjemność, zapytacie. Otóż temu, że grupa angielska w końcu ogarnęła się na tyle, by zrobić kolejny rozdział. Następny prorokujemy za jakieś dwa lata, ale trzymajcie za nich kciuki!
Nie przedłużając:

Lifex01

Kigurumi Boueitai

Kyou no Kira-kun

QQ Sweeper
  
                                                     Ivorena

5 komentarzy: